Mikkellerowa seria dzikusów spod
znaku “spontan” obejmuje kilkadziesiąt piw, głównie zawierających dodatki
owocowe (ale także np. kawę - tak, wiem, to też owoc :P).
Poniżej na tapetę biorę dwa z nich – agrest oraz
pomarańczę.
SpontanGooseberry
7,7%ABV Cena: 44zł (375ml) |
Z wyglądu piwo
jest mętne niczym Witbier (także jasnozłotą barwa go przypomina). Grubo pęcherzykowa
piana o wysokości dwóch milimetrów utrzymuje się zaskakująco długo i łatwo
wzburza się na nowo.
Aromat to
zestawienie lekkiej, zdecydowanie owocowej słodyczy z mocną dzikością w postaci
stajni, derki itp. Nawet ogrzewając, natleniając i skupiając się do granic
możliwości ciężko byłoby w ślepym teście obstawić, że mamy do czynienie z
agrestem.
W smaku
całkiem spora początkowo kwaśność szybko ustępuje miejsca słodkiej, tym razem
zdecydowanie już agrestowej słodyczy. Całość nieco kompotowa, lecz pomimo tego
nadal przyjemnie rześka. Odczucie to jeszcze bardziej uwypukla zdecydowanie
podwyższone wysycenie.
Mówiąc
krótko piwo jest niewyobrażalnie wręcz pijalne. Gdyby nie chłodna aura pogodowa
prawdopodobnie zniknęłoby w ciągu minuty. Sam charakter owocu okazał się być
bardzo subtelny, zaś całkiem spory alkohol zamaskowany wręcz idealnie.
SpontanOrange
7,7%ABV Cena: 45zł (375ml) |
Tu dla
odmiany mamy trunek niebywale klarowny, mieniący się pomarańczowymi refleksami.
Piana zaskakująco wysoka, zwiewna i jak można się było spodziewać dość szybko
redukująca właściwie do zera.
W aromacie
na pierwszym planie usadowiła się tytułowa pomarańcz, jednak nie w świeżym, dojrzałym
wydaniu, lecz w mixie białego albedo z gorzkim Curacao. Już sam kwaśny zapach
powoduje szybszą pracę ślinianek. Oczywiście wszelkich nutek kojarzących się z
wiejską farmą również nie zabrakło.
Jeśli
spodziewaliście się w smaku rześkich cytrusów to jesteście w błędzie. W ustach
piwo obezwładnia wręcz potężną piwnicznością – tak jest, pleśń, stęchlizna oraz
odrobina sera to coś co po prostu uwielbiam. Na dalszym planie znalazła się
odrobina słodyczy o dziwo przeplatającej się z owocową goryczką (coś à la
grejpfrut posypany cukrem).
Pozycja
niesamowicie zaskakująca i wielowymiarowa. Otwierając butelkę zupełnie nie
spodziewałem się tego typu doznań. Nie ma się co dłużej nad nim rozwodzić, dla
mnie po prostu piwo genialne.
Podsumowując
więc jedynie te dwie pozycje muszę stwierdzić, że z pewnością są warte każdej
wydanej na nie złotówki. W obu charakter zastosowanego owocu został ukazany w
zupełnie inny sposób, w dodatku nietypowo, rzekłbym, że zaskakująco. Piwa na
tyle ciekawe, iż dobrze zdegustować z kimś, wymieniając się przy tym swoimi
spostrzeżeniami. Mikkeller kolejny raz udowadnia, że pomimo ogromnej ilości
wypuszczanych piw nie wrzuca dodatków jak popadnie, lecz kieruje się rozsądkiem
i wizją jak dany egzemplarz ma smakować.
pomarańcz?
OdpowiedzUsuńWolisz ę? Niech będzie ;)
Usuń