Alvinne – Wild West Grape Edition

6%ABV Cena: 23zł (330ml)

Sour/Wild Ale fermentowane szczepem Morpheus (typowym dla tegoż belgijskiego browaru), fermentowane z winogronami odmiany Primitivo (Puglia), następnie zaś leżakowane w beczkach po czerwonym winie z Bordeaux.

Owoce prawdopodobnie wniosły nieco koloru, piwo prezentuje się bowiem niczym ciemnopomarańczowy Saison o jednorodnej opalizacji. Na dnie butelki sporo osadu niewiadomego pochodzenia. Piana zwiewna, z sykiem opadająca do cienkiego krążka – zapozowała właściwie tylko do zdjęcia.

Aromat bez dwóch zdań wyraźnie dziki. Sporo skóry, suchego drewna i ogólnej rustykalności. Przeciwwagę stanowi natomiast słodka owocowość kojarząca się nie tylko z winogronami, lecz także żurawiną i poziomką. Całość bardzo rześka, nie zdradzająca swej mocy.

Nie mniej pozytywnie przywitał mnie smak. Krótka, nie mająca nic wspólnego z octową kwaśność, odrobinę landrynkowa słodycz przychodząca po niej oraz definitywnie beczkowy, odrobinę taniczny finisz, nadal jednak odpowiednio dziki. Całość zwieńczona lekko podwyższonym, drobniuteńkim wysyceniem.

Bardzo udane piwo. Po dodatku owoców spodziewałem się nieco więcej – w odniesieniu do testowanych przeze mnie pozycji z dodatkiem winogron tu było ich nadzwyczaj niewiele. Finalnie piwu wyszło to jednak zdecydowanie na plus, gdyż otrzymujemy niemalże klasycznie czystego dzikusa z odrobiną winnego charakteru, który w najmniejszym stopniu nie dominuje świetnej bazy.

Alvinne – Wild West Kriek Framboos

6%ABV Cena: 23zł (330ml)

Także spontaniczna fermentacja oraz leżakowanie w beczkach po czerwonym winie, tym razem jednak zamiast winogron użyto wiśni oraz malin w ilości po 10kg/hl.

Tu barwa już przypomina ciemny kompot rabarbarowy. Nic w tym dziwnego – maliny, a w szczególności wiśnie oddają chyba najwięcej spośród wszelakich owoców. Piana jakby minimalnie lepsza, nadal jednak redukująca się do mizernej obrączki. Lacing nikły.

Zmiana owocu znacząco wpłynęła także na zapach. Poza prześwietną dzikością w piwie dominuje mieszanka wiśni i malin przypominająca mi kisiel, lub też owocowe galaretki. Ogół aromatów jest jednak zdecydowanie mniej słodki, lecz raczej kwaskowy, minimalnie octowy.

Ta kwaśność ujawnia się także w smaku w postaci świeżo wyciśniętego z wiśni soku. Brak tu słodowej kontry, jest znacznie wytrawniej. Skórzane rzemienie wychodzą dopiero w posmaku. Całość już nie sprawia wrażenia tak ułożonej, jest lekko chropowata i z czasem raczej się to już nie poprawi.

Również fajne piwo. Mam jednak pewną uwagę, a mianowicie tak duży dodatek owocu zbliżył je zdecydowanie w stronę Krieka. Wiśnie przykryły tak maliny, jak i sporo bazowej dzikości. Wild Ale z lekkim dodatkiem owoców wypadłby według mnie ciekawiej. Jeśli jednak lubicie belgijskie „smakówki” to z pewnością przypadnie Wam do gustu.