Chyba każdy kto nie jest piwnym ignorantem dobrze wie, że Artezan potrafi wypuszczać leżakowane w beczkach piwa na najwyższym poziomie. Dowiodły tego m.in. piwa takie jak Château, Ostatni projekt czy Star Cysterna. Tym razem na tapetę trafia zdawałoby się, że klasyk – RIS leżakowany w beczce po Bourbonie. Dla mnie osobiście to wręcz ikona amerykańskiej rewolucji leżakowania piwa.

27°blg 11%ABV Cena: 16zł

Barwa dokładnie taka jak przy tym ekstrakcie być powinna – iście smolista. Można się także dopatrzeć efektu „barwienia” szkła. Orzechowa piana jest niska, lecz zaskakująco łatwa do ponownego wzburzenia, a przy tym idealnie lepka i gęsta.

Potężny aromat rozprzestrzenia się błyskawicznie już po odkapslowaniu. Tego się właśnie spodziewałem – ciężka, słodka wanilina oraz mleczko kokosowe. Na drugim oraz trzecim planie dzieje sienie mniej. Doszukałem się mlecznej czekolady, kawy, proszkowego kakao, owoców leśnych, palonego karmelu. Alkohol doskonale wkomponowany ale to przecież oczywiste prawda?

Jasną jak słońce kwestią jest także cudownie gładka i miękka faktura oraz minimalne wysycenie. Beczkowa słodycz na szczęście kontrowana jest przez rozgrzewający, lecz szlachetny alkohol. Deserowe posmaki utrzymują się jeszcze kilkanaście minut po zakończeniu degustacji – to zazwyczaj cecha zarezerwowana dla absolutnej czołówki najlepszych piw.

Potwierdziło się tylko to, co obserwuję od pewnego czasu – Artezan po odrobinę słabszym okresie (każdemu nowopowstałemu craftowi takiego życzę z całego serca) powraca jako topowy browar na polskim rynku. Dodatkowo potrafi to zrobić bez zbytniego nadęcia, z klasą i w rewelacyjnej wręcz cenie. A jeszcze ze dwa lata temu nie wierzyłem, że uda się jednak do tego poziomu dotrzeć. I właśnie za to należy się „Jeżom” chapeau bas.