Nazwa mówi właściwie wszystko. Dodam tylko, że do chmielenia użyto Cascade oraz Citra.

11,5%ABV 70EBU Cena: 19zł (330ml)

Pod światło barwa ciemnej miedzi, pojawiają się także niemalże rubinowe przebłyski. Robi wrażenie niemalże klarownego. Przepiękna, gęsta niemal niczym w Guinnessie piana niestety w ciągu kilku minut redukuje się do dwumilimetrowego krążka przy ściankach szkła, przy czym przepięknie je oblepia zaskakująco drobnym i odpornym na procenty lacingiem.

W aromacie dominują owoce. Nie zabrakło klasycznego suszu, jak i tych świeżych w postaci jeżyn, malin i wiśni. Chmielowość w cytrusowej postaci mocno zepchnięta na dalszy plan. Bardzo ładnie za to udało się ograniczyć wszelką możliwą karmelowość oraz negatywny alkohol.

Smak jednak nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z wysokoprocentowym trunkiem. Całkiem wyraźna, pozostająca goryczka wydaje się w dużej mierze pochodzić właśnie od alkoholu. Co zaś się tyczy samej reszty – jest miłe toffi, odrobina kawy, słodycz porto. Wysycenie w odniesieniu do ram stylu określiłbym jako średniowysokie.

Nie ukrywam, iż piwo odrobinę mnie zawiodło. Po prostu sam chyba wpadłem w pułapkę czyli określenie go mianem „American”, przez co zdecydowanie zbyt pospieszyłem się z degustacją. Widząc klasyczne BW o tymże woltażu, pewnie wylądowałoby na kilka miesięcy w piwniczce, prawdopodobnie mocno na tym zyskując. Założeń stylu więc nie spełnił, lecz z całym przekonaniem muszę stwierdzić, że to doskonała baza do leżakowania w beczce.