Mad Beer to kooperacja pomiędzy Jakobem Mielcke (szefem kuchni w Restaurant Mielcke & Hurtigkarl z Kopenhagi) oraz Mikkelem Borg Bjergsø (współzałożycielem i piwowarem w doskonale Wam znanym Mikkellerze).

Jest to czysty Lambic, leżakowany w beczkach po Sherry Amontillado przez 18 miesięcy.

5%ABV Cena: ok. 38zł (375ml)

Barwa przypomina mi nieskrystalizowany jeszcze miód wielokwiatowy. Występuje wyraźna opalizacja (osad na dnie butelki wyraźnie chciał dołączyć do reszty piwa). Piana właściwie nie występuje – to, co udaje się utworzyć, w mgnieniu oka z głośnym sykiem opada do zera – w leżakowanym Lambicu to norma.

Aromat zachwyca bogactwem wiejskich aromatów: siano, stajnia, mocno wysuszone, przykurzone drewno oraz powodujący szybszą pracę ślinianek niemleczny kwas. Po mocniejszym napowietrzeniu ujawnia się także lekka, nieco kapuściana kiszonka.

Nie gorzej wypada smak. Solidna kwaśność została idealnie skontrowana przyjemną słodyczą cukru kandyzowanego. Nie brak owocowości kojarzącej się z porzeczkami, tudzież lekko ściągającą, garbnikową aronią. Całość obłędnie złożona, a pomimo tego rześka i lekka.

Genialne piwo. Niewiarygodna pijalność rzadko kiedy idzie w parze z takim bogactwem doznań. Jeśli już do czegoś miałbym się konkretnie przyczepić, to do słabo oddanego charakteru beczki. Myślę, że Bordeaux śmiało mogłoby smakować niemal identycznie. Liczy się jednak efekt końcowy, tez zaś jest bliski memu lambicowemu ideałowi. Jeśli się tylko natkniecie, kupujcie to piwo w ciemno.