Jest to dzikie Belgian Ale fermentowane z użyciem Brettanomyces.

9,4%ABV Cena: 17zł (330ml)

Barwa bardzo ciemnej miedzi, która niemalże wpada w brąz. Do idealnej klarowności brakuje mu naprawdę niewiele. Średnio obfita, lecz nadzwyczaj trwała jak na ten woltaż piana – w postaci niemal półcentymetrowego krążka towarzyszyła mi przez całą degustację.

Przechodzimy do najciekawszej części czyli aromatu. Spora dzikość daje znać o sobie w postaci nut pleśni, skóry oraz sera (twarde włoskie). Nie brak także cukru kandyzowanego oraz owocowości w postaci ciemnych, dojrzałych winogron deserowych. Niebywałe, lecz nawet po całkowitym ogrzaniu ciężko mówić tu o alkoholowości, zaś minimalnie obecne procenty są nadzwyczaj przyjemne.

Smak atakuje nas mocną słodyczą. Na szczęście jest ona skontrowana tym czego nie uświadczyłem w aromacie, czyli woltażem. Pojawia się także typowa dla Brettów subtelna goryczka oraz bardzo owocowa kwasowość (porzeczka i winogrono). Całość jest nadzwyczaj pijalna, co w połączeniu z mocą sprawia wrażenie trunku bardzo zdradliwego.

Piwo łączy dwie często wykluczające się cechy – łagodność oraz ilość doznań. W połączeniu z cudownie ukrytymi procentami daje to świetne piwo. Czy można chcieć czegoś więcej? Tak – wersji leżakowanych w beczkach po Chardonnay i Sauterness! Będę na nie musiał zapolować.