Ratebeer klasyfikuje to piwo jako American Strong Ale, ja myślę jednak, że zdecydowanie lepszym określeniem będzie tu Imperial Christmas Stout. Do chmielenia użyto Chinook, Columbus oraz Centennial. Tak czy inaczej leżakowało ono sobie 2,5 roku w świeżutkich beczkach po Whisky (warzone w 2012 roku).

9,5%ABV Cena: 23zł

Dobra co by się nie rozwodzić dłużej – piję. Barwa ciemniejsza od Pepsi, brunatna lecz nie czarna. Piana drobniutka, niska, utrzymuje się głównie w postaci krążka przy szkle, jednak przy jak się okazuje zerowym niemal nagazowaniu jest to raczej normalne.

Aromat nie pozostawia najmniejszych złudzeń, że piwo leżakowało sobie w beczusi. Sporo mokrego, butwiejącego drewna, wytrawnej waniliny oraz likierowo-deserowego alkoholu wypełnia całe otoczenie szklanki. Im cieplej tym bardziej ujawniała się kwaskowa wiśnia oraz subtelna nuta torfu.

O dziwo smak mnie nieco zaskoczył. Przede wszystkim pierwsze odczucie jest zdecydowanie wytrawne. Po chwili oczywiście całość przechodzi w stronę produktów wychodzących spod ręki belgijskich mistrzów czekolady, jednak start jest bardzo ciekawy. Nie brak także mocnej ziemistości – to jeden z moich ulubionych smaczków, jednak tak rzadko spotykany. Na finiszu kwaśny kokos oraz rozgrzewające przełyk procenty.

Czas na podsumowanie wrażeń. Z pewnością samą intensywnością piwo nie dorównuje wielu leżakom (szczególnie mam tu na myśli Bourbon). Jego największym plusem jest jednak złożoność oraz ewoluowanie w trakcie degustacji. Z pewnością potrafi uprzyjemnić niejeden świąteczny wieczór.