Jakiś czas temu odwiedziłem Piwne Podziemie mieszczące się w Rożdżałowie (okolice Chełma). Działający od 2014 roku browar ma na swoim koncie już setkę piw, z których na blogu pojawił się jedynie świetnie notowany Kosiarz Umysłów. Postanowiłem zatem nadrobić zaległości i przetestować kilka kolejnych pozycji.

Kiwi and Lime Gose

10,5°blg 4,2%ABV

Jasnożółta, niemalże słomkowa jak przystało na styl i opalizująca barwa. Równie typowo prezentuje się piana – z cydrowym sykiem redukuje się w ciągu parunastu sekund.
Lactobacilluy wyraźnie zdominowały aromat. Na drugim planie usadowiła się konkretna mineralność. Owoce obecne w bardzo subtelny sposób. Całość lekka, rześka, pobudzająca pracę ślinianek.
W smaku solidna, acz przyjemnie krótka, mocno cytrynowa kwaśność. Limonki i kiwi nie przytłaczają, lecz wręcz idealnie podkręcają efekt orzeźwienia. Aftertaste słonawy, lekko śliski.
Oczywiście nie jest to piwo degustacyjne, lecz mające za zadanie maksymalnie gasić pragnienie w upalne dni. Warto jednak zwrócić uwagę na balans pomiędzy poszczególnymi składowymi – jest wręcz idealny. W efekcie piwo znika ze szkła dosłownie w kilka minut.

Sezon Ogórkowy

12,5°blg 5,9%ABV

Kolor ciemnożółty, całość wyraźnie i jednorodnie zmętniona niczym nowofalowe New England czy inny Weizen. Piana drobniutka, średnio trwała i niezbyt lepka.
W aromacie sporo zielonego ogórka, lecz nie brak także wyraźnej kontry słodowej w postaci biszkoptów. Wraz z ogrzaniem do głosu dochodzi także subtelna przyprawowość.
Już pierwszy łyk przywodzi mi na myśl mizerię. No może brakuje jej nieco soli, lecz cała reszta zgadza się idealnie. Zaskakuje także spora jak na ekstrakt początkowy i stopień odfermentowania pełnia. Jedynie żal użytej skórki cytrynowej – nie doszukałem się jej w najmniejszym stopniu.
Zdecydowanie jedno z bardziej pokręconych i niecodziennych piw na polskim rynku. To chyba pozycja z kategorii „albo się kocha, albo nienawidzi”. Mi przypadło do gustu.

Coffeelicious

18,5°blg 6,5%ABV

Piwo ciemnobrunatne, bardzo bliskie nieprzejrzystej czerni. Jasnobeżowa piana opada powoli, zostawiając po sobie na ściankach szkła mnóstwo lepkich koronek.
Aromat przywitał mnie niemałą porcją czarnej, klasycznie orzechowej kawy. W tle wyraźna mleczność zmiksowana z gorzkim kakao. Po ogrzaniu dołączyły nuty jasnego tytoniu, brak natomiast jakichkolwiek nieprzyjemnie dających się we znaki procentów.
Smak – solidna pełnia, lecz nie przesadzona słodycz, ogromna dawka młodych, gorzkawych orzechów włoskich, kawa w postaci typowego americano. Odpowiednio niskie i miękkie wysycenie wieńczy dzieło.
Choć osobiście gustuję w zdecydowanie słodszych wersjach Milk Stoutów, to nie mógłbym nie docenić ponownie świetnego balansu. Dodatki umiejętnie ze sobą współgrają na równym stopniu intensywności. Nie bez powodu jest to chyba już najbardziej kultowa pozycja od Piwnego Podziemia.

Lord Cardigan

23°blg 9,2%ABV

Trunek niemalże całkowicie czarny (jedynie przy dnie widoczne brunatne refleksy). Piana nadzwyczaj obfita i genialnie trwała – po kwadransie nadal utrzymywała się półcentymetrowa warstewka.
Nozdrza atakuje niemałą dawka paloności w postaci popiołu oraz mocno opiekanego drewna. W tle ciemne owoce, karmel i deserowa czekolada. Fajnie zamaskowany alkohol – w ciemno dałbym piwu pewnie nie więcej niż jakieś 16°blg.
W smaku znacznie więcej słodyczy niż zapowiadał aromat. Sporo kandyzowanej wiśni, kwaskowego pumpernikla oraz już odrobinę utlenionej Cherry. Całość doprawiona szczyptą ogniskowego popiołu, dość charakterna i bezkompromisowa. Pomimo tego piwo okazuje się być nadzwyczaj pijalnym.
Łukasz wspominał, że piwo powstało na bazie receptury z XIX wieku, jest zatem poniekąd odwzorowaniem historycznych protoplastów dzisiejszych Imperial Stoutów. Wyraźna wytrawność, wyłącznie angielskie chmiele (Target, EKG) i mocna paloność to zdecydowanie atuty Lorda Cardigana, odróżniające go od obecnych, zazwyczaj bardzo słodkich i degustacyjnych interpretacji stylu.