Barleywine chmielone na goryczkę odmianą Chinook, pod koniec gotowania Cascade i Centennial, zaś na zimno miksem tych trzech odmian.

23°blg 9,6%ABV 90IBU

Barwa kojarzy mi się z ciemnym sukcynitem, występuje całkiem spora opalizacja, której jednak mętnością bym nie nazwał. Piana jest nadzwyczaj mizerna – poza dwumilimetrową warstewką nie udało mi się osiągnąć niczego lepszego.

W aromacie występuje miodowość, jednak jest ona zaskakująco przyjemna – zdecydowanie kojarzy mi się z miodem gryczanym. W tle ukryła się narastająca wraz z ogrzaniem herbata. Alkohol idealnie schowany.

Smak przywitał mnie rzadko spotykaną w tym stylu wytrawnością. Wysoka pełnia została skontrowana solidną, ziołową i nieco zalegającą goryczką, przypominającą tą z herbaty Earl Grey. Także tutaj udało się zgrabnie zamaskować woltaż. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to zdecydowanie zbyt wysokie wysycenie. Pomimo tego całość jest ponadprzeciętnie pijalna.

Sierra kolejny raz udowadnia, że choć właściwie nie wypuszcza na rynek piw rewolucyjnych (obecnie), to jest w stanie warzyć klasykę na bardzo wysokim poziomie. Po tego typu pozycję mógłbym sięgać niemalże codziennie, zaś prawdopodobieństwo znudzenia się takim piwem oceniam jako znikome. Good job!