Nazwa właściwie mówi wszystko – mamy tu do czynienia z hybrydą stylów. Ja rozpatrzę je bardziej w kategorii Saisona. W składzie doszukałem się także owsa, jest wiec szansa, że będzie gładko i przyjemnie (bez skojarzeń mi tu!).

6,7%ABV Cena: 24zł (660ml)

Piwo wyglądem rzeczywiście przypomina trunki typowe dla walońskiej wsi. Jaśniutka, niemalże słomkowa barwa o subtelnej opalizacji oraz bieluteńka, nadzwyczaj zwiewna, tworząca koronki na ściankach szklanki piana już same w sobie zapowiadają delikatną kompozycję.

Aromat nie pozostawia złudzeń co do belgijskiego rodowodu bazy. Zielony pieprz, goździk, odrobina słomy czy też przysuszonego drewna. Nie przykrywają one jednak stonowanego chmielenia w którym Vic Secret objawia się głównie w postaci liczi, słodkiej mandarynki i czerwonego grejpfruta. Alkoholu nie stwierdziłem.

Smak jest niemalże kontynuacją tego co otrzymałem wąchając piwo. Z małym zastrzeżeniem, a mianowicie zdecydowanie więcej tu cytrusowych naleciałości. Są bardzo złożone i nie tak proste do klasyfikowania bo oprócz mandarynki, pomarańczy i grejpfruta w niezbyt dojrzałym wydaniu otrzymałem gorzkawe Curaçao. Całość jest jednak nadzwyczaj lekka, drobno wysycona, nie zdradzająca swego jakby nie było wcale nie lekkiego woltażu.

Bardzo ciekawy Saison z umiejętnie dobranym, nie narzucającym się charakterem Nowej Zelandii. Do tego ma moją ulubioną cechę wszelakich Farmhouse Ale a mianowicie lekkość i genialną pijalność. Jedna z fajniejszych pozycji szkockiego browaru jaką testowałem do tej pory.