Imperial Stout warzony z dodatkiem miodu oraz cukru Demerara, solidnie chmielony odmianami Herkules, Columbus oraz Simcoe.
10%ABV Cena: 27zł (500ml)
Przepiękna, bliska czerni bardzo stylowa barwa. W piwie unosi się jednak całkiem sporo kłaczków przypominających bardziej osady białkowe, niż chmielenie na zimno. Dość niska, lecz pozostawiająca sporo śladów na ściankach piana kojarzy mi się z tą spotykaną w cappuccino.
Dobra, niuchamy! Na wstępie przywitała mnie bombonierka pełna rozmaitych pralin. Trochę mlecznie, trochę gorzko, odrobinę alkoholowo. Potem przyszedł czas na lukrecję oraz syrop klonowy. Na finiszu wraz z ogrzaniem słodka wanilina oraz subtelna żywiczność (nie taka jak od Simcoe, bardziej pędy sosny, olejek aromatyczny wylewany na piec w saunie).
W smaku najbardziej urzekła mnie wyraźna, lecz idealnie tu pasująca paloność. Brak nut popiołowych czy też tytoniowych. Po prostu z pozoru ciężki do pogodzenia koktajl zmiksowanych słodów palonych z deserowymi czekoladkami, tu zgrywa się idealnie. Całość uzupełnia wyjątkowo „leśne” chmielenie rodem z naszego rodzimego Baliosa. Oczywiście jest ciut nazbyt alkoholowo, ale nie leżakując go nawet 2 miesięcy jestem w stanie to puścić w niepamięć.
Od dłuższego czasu Amager mnie jakoś mniej zachwycał. Tym razem jednak czuję się na nowo zdopingowany do testowania właściwie każdej ich butelki jaka nawinie się w moje ręce. Dodatkowo uwzględniając przelicznik cena/jakość w stosunku do pojemności duńskiego browaru jak zwykle okazuje się, że zrobiliśmy całkiem niezły deal.