Imperialny Stout warzony jedynie od października do marca, TOP50 (#13 RateBeer).

10,5%ABV Cena: 25zł (330ml)

Klasyczna, elegancka czerń to wyznacznik idealnej barwy w RISie. Równie przyjemnie prezentuje się piana – pomimo sporego woltażu zachowała swą formę przez dłuższy czas, zaś w postaci brązowego krążka towarzyszyła mi aż do ostatnich łyków degustacji.

Przy pierwszych niuchnięciach aromat przypominał mi dobrze wyleżakowany Porter. Ogromna dawka suszonych fig, daktyli oraz kandyzowanych wiśni wręcz przyprawiała o zawrót głowy. W miarę ogrzewania zwiększył się udział klasyki w postaci mlecznej czekolady i ogniskowej popiołowości. Całość delikatnie skropiona szlachetnym alkoholem.

Prawdziwa potęga tego piwa drzemie jednak w smaku. Kakao, dymne śliwki, praliny, likier czekoladowy… sam nie wiem co jeszcze. Całość jednak odrobinę nazbyt agresywna, nie do końca zgrana ze sobą, chropowata i nieułożona (choć osobiście czasem lubię te klimaty). Niezbyt oleiste body akceptuję – w obecnym tu wydaniu prezentuje się w zupełności wystarczająco.

Podsumowanie nastręcza pewnych problemów. Piwo jest jeszcze nie ułożone, zbyt alkoholowe. Cała baza jednak już w tym momencie mocno skręca w stronę Imperial Posteru. Kolejne miesiące w piwniczce, redukowanie odczuwalnego woltażu oraz co za tym idzie postępujące utlenienie jedynie pogłębią ten stan rzeczy. W tej sytuacji jeśli lubisz jak i ja charakterne, lekko przegięte RISy będziesz zadowolony. Jeśli jednak jesteś fanem uładzonych mocarzy, to poleżakuj godząc się na zatracenie profilu Stoutu. Tak czy inaczej widziałbym je gdzieś w drugiej połowie, jak nie końcu stawki TOP50.