Jasnozłota, niemalże słomkowa barwa z bardzo mocno zaakcentowaną opalizacją (brak filtracji, zresztą pasteryzacji także). Wysoka, zbita i trwała piana – tylko zachęca do bezpardonowego nalewania w czeskim stylu, czyli na kilka razy.

Czy w aromacie cokolwiek się dzieje? Ano jak najbardziej. Z jednej strony odpowiednia słodowość w postaci ciasteczek oraz zbożowości, z drugiej zaś typowy dla żateckiego chmielu mocno ziołowy sznyt.

Smak wypada jeszcze lepiej. Brak tu jakiejkolwiek, tak często przecież spotykanej w tego typu piwach wodnistości. Pełnia stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Sporo także wyraźnej, dość długiej goryczki – mocniej chmielone czeskie dwunastki w typie Bakalářa czy Rytířa pozostają daleko w tyle.

Pewnie wielu zarzuci mi „po cholerę degustować lekkiego lagera?!”. Mam jednak odmienne zdanie. Czeskich desítek wypijam rocznie przynajmniej pół tysiąca, i skromnie mówiąc myślę, że dość dobrze widzę wszelkie zmiany jakości na rynku. Hektor to jednak zupełnie inna liga niż to, co serwuje większość. Aż mi się przypomniała moja dziesiąteczka z Birofilii prawie trzy lata temu. Pamiętajcie, że nie samą rewolucją człowiek żyje a także o tym, że czasem dobrze zresetować nasze kubki smakowe czymś na pozór niewymagającym.