Już przy nalewaniu doskonale widać, że iwo jest niesamowicie gęste. Barwa starej miedzi, w szerszej części szklanki niemalże czerwona. Występuje delikatna opalizacja, zaś z początku obfita piana towarzyszy aż do końca degustacji w postaci grubego krążka oraz lepkich firanek.

Aromat to połączenie obłędnie słodkiej żywicy chmielowej z nieco agresywnym alkoholem. W tle cukierki karmelkowe, owoce takie jak mango czy melon, ciasto i szczypta ziół. Cytrusy zredukowane do minimum.

W smaku jest jeszcze słodziej. Słodycz ta jednak nie pochodzi ze słodów karmelowych, lecz z wysokiego ekstraktu, jest przyjemnie wyklejająca. Kontrą dla niej bardziej niż chmiel, jest mocno rozgrzewający przełyk alkohol. Nie uznałbym tego jednak za wadę – ma to w sobie pewien urok. Wysycenie pomiędzy niskim a średnim, dobrze wkomponowane w resztę.

Browar wyszedł z założenia, że uwarzy wersję double nie jak to zazwyczaj bywa przez zwiększenie ekstraktu o 2 czy 3°blg, lecz podwojenie surowców. W efekcie otrzymujemy potężne IIPA pod każdym względem, które niejednemu może się kojarzyć z dobrze nachmielonym American Barleywine. Właściwie po Molotov Cocktail od amerykańskiego Evil Twin, jest to drugie tego typu piwo jakie mam przyjemność degustować. Wnioski? Mocny alkohol może w nietuzinkowy sposób łączyć się z agresywnym chmieleniem tworząc w efekcie prawdziwie hardkorową mieszankę.