Doszedłem do wniosku, że w końcu poruszę temat który wielu frapuje, a mianowicie leżakowanie piwa. I tu dochodzę do mało popularnej wśród większości piwnych entuzjastów konkluzji, iż praktycznie nie leżakuję piw. Oczywiście pomijam tu kwestie przetrzymania butelki z braku czasu na konsumpcję czy odpowiedniego do niej kompana (tak, wiele piw piję w towarzystwie).
Zacznijmy od sprawy podstawowej, czyli „po co?”.
A więc zasadniczo piwo leżakujemy w celu poprawy lub zmiany jego walorów smakowych. Wszelkie portery, RISy, barleywine a wiec piwa mocne doskonale znoszą upływ czasu. Nazbyt ostry alkohol czy też agresywna paloność ciemnych słodów potrafią się w znaczący sposób ułożyć. Jednocześnie w mniejszym lub większym stopniu dochodzi do utlenienia trunku, dzięki czemu pojawiają się nuty suszonych owoców, winne (sherry) czy też te niepożądane – miodowe lub kartonowe. Doskonale starzeją się także piwa dzikie i refermentowane w butelce – drożdże i bakterie pracują w nich nieprzerwanie zmieniając profil smakowy (o ile oczywiście wcześniej nie zostały uśmiercone).
Z tego też powodu mnóstwo beergeeków zakupione smakołyki zakopuje głęboko w bardziej lub mniej profesjonalnych piwniczkach. Sam znam niejedną osobę, która chomikuje kilkadziesiąt, sto czy więcej, nierzadko uprzednio zalakowanych specjałów.
Danny Williams z Kolorado posiadał w swej kolekcji ponad 2500 piw (Źródło https://www.denverpost.com).
Przechodząc więc do sedna – z reguły ja tego nie czynię. Czemu?
Nie mam pewności jak dane piwo smakuje. Być może już w momencie zakupu jest idealnie ułożone, subtelne i w szczytowej formie. Taki egzemplarz po roku czy dwóch niczego nie zyska, stracić zaś może wiele. Niejednokrotnie pijąc już ułożone piwo, a wiedząc, że ktoś kupił to samo i zachomikował na dłuższy czas, dzwonię i mówię „wypij, w nim już nic lepszego się nie urodzi”. Przy porterach za „piątaka” może nie ma to znaczenia, lecz czy każdego z Was stać na to aby nie próbując wcześniej kupić np. 3 George Bourbon BA i otwierać co pół roku?
Nigdy nie posiadałem i raczej już nie nabędę manii zbieractwa. W przeciwieństwie do osiedlowych złodziejaszków mnie nie ekscytują pokaźne zbiory wartościowych trunków. Piwo ma dla mnie wartość wyłącznie „użytkową”, nie zaś kolekcjonerską.
„Co miał na myśli piwowar?” – Wychodzę z założenia, że piwo opuszczające browar i trafiające na rynek jest piwem gotowym i kompletnym. Dokładnie takim jakie zaplanował sobie jego twórca. Więc jeśli RIS okazuje się być brutalnym wobec mych kubków smakowych przyjmuję to z pokorą, lub stwierdzam, że piwo w mej opinii jest słabe. Nie oburzam się w stylu „przecież to RIS, musi swoje odleżakować”. Często mam ochotę na coś bardziej charakternego, uładzone piwa choćby były nie wiem jak dobre w pewnym momencie stają się nudne.
Piwa leżakowane w beczkach wychodząc na rynek są już odpowiednio „ułożone” (na 99%, być może kiedyś spotkam takie, któremu dodatkowe kilkanaście miesięcy w ciemni zrobiłoby dobrze).
Tego typu powodów mógłbym wymyślić jeszcze kilka. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli w me ręce wpada ciekawe piwo nadające się do leżakowania, tak czy inaczej lepiej je wypić w bliższej niż odleglejszej przyszłości. Polecam także w miarę możliwości planowanie co zdegustujemy w najbliższych dniach i w jakiej kolejności. Pozwoli to nieco usystematyzować spożycie bez zbytniej szkody dla portfela czy wątroby. Na koniec miły cytat największego autorytetu piwnego światka (nawet gdyby „nowofalowcy” się o to burzyli):
„If you see a beer, do it a favor, and drink it. Beer was not meant to age.” Michael Jackson