11,1%ABV
Cena: 9-10$
Kolor: Dość często spotykany w tym stylu miedziany. Klarowność wręcz wzorcowa.
Piana: Co prawda bardzo niska (2mm), lecz utrzymująca się właściwie poprzez całą, wcale przecież nie tak krótką degustację.
Zapach: Z początku atakuje źle wróżąca miodowość. Na szczęście błyskawicznie zostaje przykryta ziołowymi akcentami chmielu (zastosowano CTZ, Columbus, Chinook i Cascade). To co jednak najfajniejsze przychodzi wraz z ogrzaniem, a mianowicie gorzki napar herbaty Earl Grey.
Smak: Odczucia smakowe są nie mniej ciekawe. Także i tu początek okazał się słodki, chlebowy, niemalże wyklejający. Po chwili jednak do głosu dochodzi herbaciana goryczka oraz palony karmel. Znalazło się także miejsce dla nut ziemistych, cukru kandyzowanego oraz miodu gryczanego. Obecny alkohol sprawia wrażenie szlachetnego i całkiem nieźle już ułożonego.
Wysycenie: Bardzo, ale to bardzo niskie.
Opakowanie: Stany Zjednoczone przyzwyczaiły mnie do krzykliwych etykiet. Tu mamy do czynienia niemalże z klasyką. Kapselek z logo.
Komentarz: W dużym skrócie piwo oceniłbym jako po prostu poprawne. Biorąc jednak pod uwagę styl należy zwrócić uwagę na wyraźną nietuzinkowość. Nie zaliczyłbym go w poczet „wielkich” Barleywine, lecz spora ilość niuansów niczym w kalejdoskopie zmienia się w nim błyskawicznie – to zaś stosunkowo rzadko spotykana cecha. Chętnie powrócę w przyszłości do piw Epic Brewing.