Lambik z dodatkiem truskawek leżakowany w dębowych beczkach.
6%ABV Cena: 24zł (375ml)
Już przy otwieraniu piwo zaskakuje całkowitym brakiem wysycenia. Między innymi temu zawdzięcza właściwie nieistniejącą pianę. Barwa starego złota, niemalże pomarańczowa. Całość idealnie klarowna poza typowym dla refermentacji osadem na dnie butelki.
Aromat rzeczywiście mocno truskawkowy – nie jest ona jednak tak świeża jakbym sobie życzył, lecz odrobinę sztuczna, kojarząca się z oranżadą pitą za dzieciaka w sklepie. W tle landrynki, poziomka, nieco cukru kandyzowanego. O dziwo ciężko doszukać się dzikości.
Jest ona jednak niesamowicie obecna w smaku – głównie w postaci potężnej dawki skóry. Sama owocowość nadzwyczaj stonowana, zepchnięta na daleki plan. Piwu nie brak charakterności z powodu sporej kwaśności oraz wyraźnej octowości. Posmak zdecydowanie łagodniejszy, piwniczy, ziemisty. Zerowe wysycenie odbiera jednak tak pożądaną tu lekkość.
Bardzo nietypowy dzikus. Ciężko rozpatrywać go tak w kategoriach kwaśnej smakówki, jak i samego lambika. Smak właściwie kompletnie nie idzie w parze z aromatem. Przypuszczam, że już sama baza była nieco agresywna, lecz dodatek jednego z najcięższych do wykorzystania w piwowarstwie owocu czyli truskawki raczej nie przyniósł zdecydowanej poprawy całokształtu. W kategorii ciekawostki piwo się broni, lecz zdecydowanie do niego nie powrócę.