Żytnie IPA chmielone Chinook, Mosaic, Citra oraz Simcoe.

7,2%ABV Cena: ok. 29zł (500ml)

W Craft Master One ciemnopomarańczowa barwa właściwie nie ulega zmianie bez względu na przewężenie głównie za sprawą potężnej, acz cudownie jednorodnej mętności, która przebija wszelakie klasyczne Weizeny. Piana stosunkowo niska, lecz całkiem trwała i lepka.

Aromat to po prostu mistrzostwo świata – intensywność bez problemu wypełniająca pokój o powierzchni 20m². Dominuje dojrzałe mango, w tle brzoskwinie i słodkie pomarańcze. Sporo także niuansów żywiczno-ziołowych oraz odsłodowej zbożowości (o dziwo przyjemnej). Alkohol? Zero.

W smaku multiwitaminowa bomba. Cytrusy zmiksowane ze słodkimi tropikami. Wisienką na torcie żytnia ziemistość i lekko pikantna przyprawowość. Co dość rzadkie u większości nowofalowych New England IPA’s (a tak chyba wypada sklasyfikować to piwo) mamy tu całkiem konkretnie zaznaczoną goryczkę. Co lepsze – jest ona niesamowicie „zestowa”, a jednocześnie krótka. Całość nisko wysycona, nieziemsko gładka. Procenty minimalnie rozgrzewające pod koniec puszki.

Nudne ipy-sripy? Zdecydowanie nie w tym wypadku. Nowofalowe chmielenie nadal potrafi nieźle zaskoczyć. W piwie zastosowano jeden z moich ulubionych słodów bazowych (obok Spring) czyli Golden Promise. Chmielenie podkręcono natomiast przez podwójne użycie HopGun’a (chmielenie na zimno w przepływie). Efekt – najlepsze New England IPA jakie w życiu piłem.