Belgian Pale Ale warzone na wzór Orvala. Pite w zwykłej wersji i zrobiło na mnie doskonałe wrażenie. Tym razem wiec podwójnie zacieram ręce – mam bowiem w łapie wersję leżakowaną w beczce po czerwonym winie, a to jak wiadomo zdecydowanie moje ulubione leżaki. Leżakuje u mnie już dobre pół roku i właściwie miałem z nim zaczekać do wiosny, lecz przedświąteczny klimat sprawił, że nie wytrzymałem. Tak więc…
6,8%ABV Cena: 30zł 375ml
Z wyglądu idealnie klarowne, o barwie bardzo ciemnej, właściwie pomarańczowej miedzi. Jedynie na dnie kryje się odrobina osadu drożdżowego, który czyni całość lekko opalizującą. Piana jak na tego typu dzikusy wyjątkowo obfita, lepka i trwała. W dodatku doskonale daje się wzbudzać przy zakręceniu trunkiem w szkle.
Aromat niesamowicie intensywny. Sporo agresywnej stajni, drewna, pleśni i grzybów. Na dalszym planie nuty owocowe (grejpfrut, a dokładniej to albedo) oraz kojarząca mi się z Belgian IPA kwiatowość.
Tak naprawdę jednak dopiero smak ukazuje wszystko co najlepsze. Piwo jest niesamowicie wytrawne, taniniczne, a przy tym o całkiem pełnym body. Aż ciężko opisać wszelkie niuanse – skóra, suche drewno, surowe ciasto, gorzkie pomarańcze. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to w mojej ocenie nieco zbyt niskie wysycenie. Reszta to istna poezja.
Dla mnie dzikus genialny. Absolutny top tego co miałem okazję pić. Noty na Ratebeerze niezbyt to potwierdzają (79/90), lecz to częsta przypadłość tego typu piw. Od ponad roku piwa leżakowane w beczkach po winie nie przestają mnie zachwycać, aż sam jestem ciekaw kiedy ta przewaga nad wszelkimi destylatami mi się skończy. Tak czy inaczej tę pozycję polecam z całego serca – nie co dzień można mieć okazję picia piwa tak złożonego, a przy tym odznaczającego się niebywałą pijalnością.