Mikkeller – Texas Ranger 6,6%ABV

Cena: 17zł
Temperatura serwowania: celowałbym 10-12°C

Kolor: Barwa typowa dla porteru – niewiele brakuje jej do całkowitej czerni.
Piana: Piana w tym piwie to istny majstersztyk. Nie dość, że bardzo obfita to jeszcze niesamowicie drobna i całkiem trwała. Jakby tego było mało ma przepiękny, orzechowy kolor oraz ładnie oblepia ścianki szkła.
Zapach: Nie jest może oszałamiająco intensywny, lecz za to bardzo kompleksowy. Dużo gorzkiej czekolady oraz kakao. Wyczuwalna pikantna nutka, która bardziej kojarzy się z alkoholem niż papryczkami. Na samym końcu ukryła się subtelna paloność, odrobinę popiołowa, ogniskowa (dosłownie muśnięcie wędzonki).
Smak: Tego, że sama porterowa baza jest świetna chyba nie muszę mówić? To co mnie najbardziej urzekło to prze-smaczny, lekko wędzony profil oraz zdecydowanie najlepsza ostrość pochodząca od chili jaką kiedykolwiek miałem okazję pić w piwie. Jej poziom nie jest przesadzony nawet dla osób nie przepadających za ostrym jedzeniem, lecz co najlepsze trwa bardzo długo zmieniając się w czasie.
Wysycenie: Minimalne, gładkie – doskonale wręcz dobrane, dokładnie tego poszukuję w tego typu piwie.
Opakowanie: Informacji na temat piwa jak zwykle mało, lecz wesoła etykieta w westernowym klimacie zawsze mi się spodoba. Goły kapsel mniej – choć przecież i tak ich nie kolekcjonuję.
Komentarz: Z jednej strony Ranger oferuje bardzo fajne doznania smakowe, z drugiej zaś ponadprzeciętną pijalność. Ilość papryczek (wędzone Chipotle) została dobrana wręcz idealnie – ostrość jest wyczuwalna, lecz nie tłumi całej reszty. Jeśli tylko uda mi się kiedyś dorwać wersje leżakowane w beczce (aż 6 wersji wyświetla Ratebeer) kupię z pewnością. Po prostu świetne piwo.