Czysty, nieblendowany lambik, butelkowany po 14 miesiącach fermentacji. Zajmuje wysoką pozycję w swym stylu na RateBeer (TOP50 #16).
5,5%ABV Cena: 26zł (330ml)
Piwo ma ciemnozłotą, jasno miedzianą, lub jak kto woli pomarańczową barwę oraz solidną opalizację niczym Weizen na WB-06. Piana jak to zazwyczaj w tymże stylu bywa jest wręcz rachityczna. Pocieszeniem pozostają mizerne plamki lacingu.
Czas więc przejść do tego czym Vesterbro pochwalić się może a nawet powinno czyli aromat. Dzikość w postaci skóry i zatęchłej piwnicy daje mocno po nozdrzach. Nie brak także solidnej octowości. Można jednak doszukać się bardziej subtelnych nutek typu kwaskowe landrynki, kandyzowany cukier, kwiatowość, czy też suche, przykurzone drewno.
W smaku już na szczęście jest znacznie łagodniej. Nadal jednak mam pod dostatkiem rustykalnych smaczków słomy, ziemi, tanin i ziół. Wszystko to jednak zostało fajnie skontrowane słodowo-kwaskową bazą. Octowość prześwietnie delikatna – zaakcentowana, lecz nie gryząca (a uwierzcie jestem na nią wyczulony). Całości dopełnia także genialnie dopasowane wysycenie.
Jeden z najlepiej zbalansowanych smakowo dzikusów jakie piłem. Każda składowa idealnie zgrywa się z pozostałymi, nic nadmiernie nie dominuje. Dokładnie to czego bym oczekiwał po stylu. Ponury Duńczyk kolejny raz udowadnia, że poza dziwnymi, mocno odjechanymi piwami potrafi wypuścić naprawdę niezłą klasykę. Chapeau bas, Panie Bjergsø.