Imperial IPA (choć określenie „Triple” byłoby chyba bardziej na miejscu) porządnie nachmielone odmianami Simcoe, Centennial, Columbus, Chinook oraz Cascade.

11,5%ABV 300IBU Cena: 17zł (330ml)

Barwa starego złota wraz z solidna opalizacją, która kompletnie mnie nie dziwi. Piana średnio obfita, dość drobna, redukująca się do cienkiej warstewki. Pomimo tak wysokiej zawartości alkoholu dość ładnie tworzy koronki na ściankach Craft Mastera.

Aromat to ziołowa nalewka. Potężna dawka lupulin w połączeniu z procentami zdaje się zaklejać nozdrza. Pojawia się sporo owoców tropikalnych (słodkie mango, melon, liczi) oraz gęstej żywiczności którą najprawdopodobniej wniosło Simcoe.

Tak wysoki poziom goryczki teoretycznie powinien zdominować smak. Nic bardziej mylnego. Przeciwstawia się jej ciężkie, wyklejające usta body. Jest gorzko ale na szczęście w sposób niezalegający czy też szorstki. Uczucie rozgrzewania przełyku pojawia się dopiero pod koniec degustacji. Pomimo całkiem agresywnych doznań piwo zachowuje pijalność klasycznej „ajpy”.

Lubię tego typu odskocznię od typowych IPAs, tak samo jak niejednokrotnie ciągnie do wersji Session. Napar potrafi doskonale uwarzyć takiego mocarza bez ohydnej zbożowości oraz zewsząd atakujących voltów – to się ceni. Swoją drogą przy obecnych cenach nowofalowych chmieli powtórzenie czegoś podobnego w warunkach domowych wcale nie wyjdzie „po taniości”. Nie rozwodząc się dłużej powiem – hiszpański browarze robisz to dobrze!