Jest to Barleywine w angielskiej interpretacji, warzone z udziałem 30% słodu wędzonego i 20% żyta.

26 °blg 11%ABV 50IBU Cena:23zł (500ml)

Już przy nalewaniu piwo wita pozytywną cechą, a mianowicie obłędnie lepką, gęstą, niemalże kisielową fakturą. Z pozoru brunatna barwa po światło okazuje się ciemnorubinową. Gęsta i drobna niczym w Guinnessie piana niechętnie opada do cieniutkiej warstewki dopiero gdzieś w połowie całkiem długiej degustacji, przy czym ochoczo odznacza na ściankach prawie każdy łyk.

Aromat to po trzykroć wędzonka. Słodka, torfowa, lekko apteczna. W tle odrobina karmelu, ziemistości oraz alkoholu. Całość pomimo pewnej agresywności robi naprawdę bardzo dobre wrażenie.

Obawiałem się sporej słodyczy w smaku – nic z tego, gdyż potężne body zostało przyjemnie skontrowane wyraźnym, lecz miłym alkoholem. Oczywiście nie brak wszelakich niuansów wynikających z wędzonego zasypu. Znalazło się jednak odrobinę miejsca dla suszonych owoców (kompot wigilijny), palonego karmelu oraz subtelnej ziołowości. Odczucie w ustach jest niesamowicie wyklejające.

Nie ma co ukrywać, że jest to pozycja przede wszystkim dla fanów wszelakich piw dymionych, szczególnie torfem. Sunturnbrew to pozycja zdecydowanie ciężkiego kalibru, o jej klasie świadczy jednak to, że przy tej pozornej agresywności nic a nic nie tracą wszelkie delikatne niuanse. Myślę, że mogę śmiało zaliczyć je do TOP10 wędzonek jakie piłem.