Barwa jasnego złota, właściwie żółta niczym olej rzepakowy. Ładna i spora z początku piana z czasem niweluje się właściwie do zera, przy czym niechętnie osadza się na ściankach.

W aromacie lekka kwaśność o typowo mlecznym charakterze. W tle odrobinę mydlana kolendra, zbożowość oraz kojarząca mi się z kukurydzą słodycz.

Właśnie ta słodycz podczas picia jako pierwsza atakuje kubki smakowe. Na szczęście błyskawicznie dochodzi do głosu tłumiąca ją nieco słoność (niestety pozbawiona „morskości”). Wysycenie na średnim poziomie, nadal jednak dla mnie odrobinę zbyt niskie.

11,8°blg 4,8ABV 10IBU Cena: poniżej 8zł

Talia to zdecydowanie nie mój ideał. Zabrakło przede wszystkim mineralności oraz wyraźniejszej kwaśności. Wszystko wydaje się być mocno uładzone – jeśli wcześniej nie piłeś Gose, to z pewnością Cię nie zniechęci zbytnią agresywnością. Ma to jednak także zaletę – świetna pijalność typowa dla stylu tutaj osiąga wręcz niebywały poziom. Właściwie nie mam pojęcia, cóż miałbym robić z tym piwem dłużej niż 5 minut. Niech to będzie wystarczającą rekomendacją.