Whisky Imperial Stout.

27°blg 10%ABV Cena: 17zł (300ml)

Barwa trunku nie zawodzi – do smoły jest naprawdę blisko. Prawdziwy szał wizualny tkwi jednak w pianie. Jest drobniuteńka niczym na azotowym Guinnessie, a trwała jak w najlepszych Weizenach. Ja wiem – piana w RISie to temat najmniej istotny, lecz zrobić coś takiego jest prawdziwą sztuką.

Koniec rozważań – niucham więc. Znów jest nieźle. Przede wszystkim masa typowo whiskowej wędzonki. Podkłady, kable, odrobina szpitalnego korytarza. To jednak nie wszystko. Udało się bowiem przemycić nieco bazy – słodka, mleczna czekolada oraz cappuccino jak najbardziej wyczuwalne.

Nieco obawiałem się smaku – jedyne 10% z takiegoż ekstraktu zwiastuje solidną słodycz. Tym bardziej, że torfowe słody zazwyczaj same z siebie już wnoszą pewną dozę słodyczy (słodyczki? :P). Balans jednak udało się osiągnąć idealny – głównie za sprawą lekkiego odparowania na podniebieniu alkoholu oraz nut nadpalonego drewna. W tle lekkie wtrącenia wanilii i marcepanu.

Piwo zdecydowanie bezkompromisowe i zaskakujące. Wstrzymywałem się dłuższą chwilę z przystąpieniem do jego degustacji – jak widać niesłusznie. Wędzony charakter nadaje tonu, lecz wynikająca z ciała całą reszta nie została całkowicie przytłoczona. Czekam teraz na wersję beczkową (oczywiście w mocno torfowej Whisky).