Browar opisuje je jako Farmhouse Ale. Do chmielenia użyto Citry oraz Cascade, fermentowano zaś Brettanomyces Claussenii. Zastosowano także niewielki dodatek soli morskiej.

8,1%ABV Cena: 46zł (500ml)

Po przelaniu do szkła piwo wita nas jaśniuteńką barwą oraz mocną opalizacją co momentalnie budzi skojarzenia z Witbierami. Cechą wspólną jest także piana – wysoka, drobna, z wolna opadająca do cienkiej warstewki pozostawiając przy tym mnóstwo zwiewnych koronek.

Aromat od pierwszej chwili zwiastuje zawartą w piwie sól. Występuje ona tu głównie w postaci morskiej mineralności. W tle delikatna brettowa dzikość. Alkohol doskonale wkomponowany, nie razi nawet po całkowitym ogrzaniu.

Wszystko to jednak jest tylko wstępem do prawdziwego oblicza Brett C. czyli smaku. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało to te odczucia są naprawdę przyjemne. A mówię tu głównie o kwasie solnym (żołądkowym), wymiocinach oraz grzybowym wywarze – i uwierzcie mi, że prędzej z huby niż borowików. Kwaśność oraz dzikość niemalże nie występuje. Jest za to odrobinę słoności oraz słodycz, która narasta w trakcie degustacji. Brak jakichkolwiek procentów, za to wraz z wyższą temperaturą ujawniają się cytrusy.

Noty na poziomie 99/99 to w kategorii dzikusów rzadkość. W tym wypadku nie dziwią mnie jednak wcale. Początkowa dziwaczność szybko przechodzi w doznania nie dość, że niesamowicie ciekawe, to w dodatku bardzo przyjemne. Trunek nadzwyczaj wielowymiarowy, ewoluujący w trakcie picia. Naprawdę warto zainwestować weń każdą złotówkę.