Jesień czyli czas kiedy chodniki zostają zawalone gnijącym listowiem, cmentarze grającymi zniczami, a głowa kryzysem wieku średniego. Nie jest jednak tak źle – końcem października obchodzimy Halloween (wcale nie tak nowofalowe święto jakby się zdawać mogło co niektórym polskim „patryjotom”). A jak Halloween to wszystko co bardziej śmieszne, niż straszne oraz oczywiście dyniowy Jack-o’-lantern. Ja jednak lubię wykorzystywać tego typu rzeczy w bardziej użytkowy, niż jedynie dekoracyjny sposób, więc postanowiłem jego środek najzwyczajniej zeżreć. Jak konkretnie? Ano w postaci nieco rozwodnionej oczywiście piwem. Właściwie zup nie jadam traktując je nadzwyczaj logicznie – ani to napój, ani pożywienie, więc do życia całkowicie zbędne. Tym razem jednak poświęcam się i robię wyjątek.

Zanabyć:
Dynię – tu opcji jest wiele
Piwo – nie muszę chyba tłumaczyć czemu Pumpkin Ale? (u mnie Dyniamit od Pinty)
Przyprawy

Wykonać:
Dyniaka oskórować, poćwiartować i ładnie obsmażyć na patelni (dodatek masełka czy oleju wskazany). W międzyczasie piwo należałoby połączyć z pożywnym bulionem – u mnie jego rolę odegrała najpodlejsza kostka rosołowa. Następnie wsio łączymy, grzejemy a na końcu ładnie blendujemy na jednolitą masę. Nie przesadzać z piwem – gro wypić, zaś zupę rozcieńczać wodą. Pieprz, sól, ostra papryka – co Wam tylko przyjdzie do głowy, tym też upgradeować można.

Ja podałem z mikrogrzankami oraz odrobiną bliżej nieokreślonej zieleniny.