Ot po prostu solidny (woltażowo) RIS.

28°blg 12,5%ABV Cena: 12zł (330ml)

W niewielkim snifterze piwo jawi się jako nieprzejrzyście czarne niczym błyszcząca kula wykonana z onyksu. Nie gorzej wypada piana – pomimo zredukowania się w ciągu 2 minut, jej milimetrowa warstewka, a później beżowy krążek utrzymują się niemalże do ostatnich łyków.

Aromat przywitał mnie klasyką w postaci sporej ilości kakao, gorzkiej czekolady, pralin oraz czarnej kawy. Na drugim planie sporo czerwonych owoców z których najbardziej wybija się sowicie skropiona alkoholem wiśnia wprowadzająca tu nuty lekko utlenionego Cherry.

Zaskakująco fajnie prezentuje się także kwestia smaku. Przytłaczająca i wydawać by się mogło muląca przy tym ekstrakcie baza została na szczęście idealnie skontrowana – z jednaj strony wyraźną palonością, z drugiej zaś rozgrzewającymi procentami. Na w posmaku wychodzi chmiel nieco kojarzący mi się z młodymi orzechami włoskimi. Piwo punktuje także gładką, miękką fakturą, którą po części zawdzięcza idealnie niskiemu wysyceniu.

Cieszy mnie, że polscy rzemieślnicy odchodzą już od powszechnych swego czasu „baby” RISów, zapuszczając się na słabo zbadane do tej pory tereny prawdziwie gęstych i mocarnych interpretacji stylu. Czasem może i wychodzi to jeszcze nieco zbyt agresywnie (choć ja bardzo lubię te przyjemnie alkoholowe wypusty), lecz ogólny kierunek zmian jest zdecydowanie pozytywny. No cóż, Space Odyssey przypomniał mi odrobinę Blacka sprzed kilku lat. Myślę, że to dobra rekomendacja.