Russian Imperial Stout z laktozą, wanilią burbońską i płatkami z beczki po Burbonie.

21°blg 9%ABV 100IBU Cena: 16zł (340ml)

Przyznam szczerze, że to po Porterze z Gościszewa drugie piwo którego otworzenie wymaga pieruńskiej siły lub nie mniejszego sprytu. Jednak już do minucie kombinacji udało mi się uzyskać szklaneczkę ciemnobrunatnego trunku o całkiem niezłej klarowności. Piana dość niska, opadająca do grubego krążka, lecz pozostawiająca całkiem ładne, beżowe koronki.

W aromacie mnóstwo czekolady – tak mleczno-słodkiej, jak i ciemnej, deserowej. Dodatek wanilii wyczuwalny, wytrawny, odrobinę kwaskowy. W tle nuty mokrego drewna, które na szczęście nie zdominowały piwa. Słówko jeszcze o alkoholu. Pomimo iż jego poziom wcale nie jest zbyt wysoki (jak na styl oczywiście), to całkowite zamaskowanie go niczym w lekkim Sweet Stoucie zasługuje na uznanie.

Smak przywitał mnie sporą dawką gorzkiego, pozostawiającego w ustach suchość kakao. Podbicie ekstraktu laktozą wyczuwalne, lecz nie przesadzone. Także tu płatki dębowe wypełniły swoje zadanie wnosząc posmaki waniliny okraszone szczyptą tanin. Całość całkiem nieźle zbalansowana, złożona, a przy tym bardzo pijalna.

Zazwyczaj odnoszę się niezbyt pozytywnie do wypuszczania tak mocnych piw w środku lata. Tym razem jednak obniżenie woltażu dało efekt nadzwyczaj lekki w odbiorze, a co za tym idzie idealne piwo dla tych którzy z Imperialnych Stoutów nie rezygnują nawet w największe upały. Mówiąc w skrócie – bardzo przyzwoita pozycja.