Drugie już z tej serii testowane przeze mnie Barleywine leżakowane w beczkach po szkockiej whisky, tym razem jednak z destylarni Bunnahabhain. Została ona zbudowana w latach 1881-1883, zaś dzięki ujęciu wody wprost ze wzgórza (jeszcze przed torfowymi pokładami) może poszczycić się najłagodniejszymi single malts na całej wyspie Islay.

13,4%ABV 65IBU Cena: 21zł

Wersja ta, jak i w poprzedniej odznacza się ciemnobrązową, brunatną barwą dość rzadko spotykaną w tym stylu. Piana również okazuje się być nietrwałą – towarzyszy w degustacji jedynie jako cienki krążek. Lacing bardzo subtelny.

Aromat iście likierowy. Sporo suszonych owoców oraz słodkiej wanilii. Słodycz ta jest odrobinę gryząca – kojarzy mi się z marcepanem, ewentualnie lukrecją. Wszystko podane ze sporą ilością alkoholu – nadal jednak bardzo przyjemnego.

Tu także jest dość agresywnie. Na szczęście mocna owocowa kwaskowość oraz procenty zostały skontrowane solidną, niemalże wyklejającą pełnią, którą dodatkowo zwiększa niskie i idealnie miękkie wysycenie. Aftertaste słodki, odrobinę drzewny (mokre, zbutwiałe).

Tak jak w Auchroisk, tak i tutaj mamy do czynienia ze świetnym piwem. Choć wpływ starzenia w beczce wydaje się odrobinę słąbszy, z pewnością nie odbiło się to w negatywnym stopniu. Pozycja zdecydowanie warta zakupu (nie tylko ze względu na świetną cenę).