14°blg 5%ABV 34,5IBU Cena: 15zł
Kolor: Wyblakła czerń z brunatnymi refleksami – typowo dla stylu.
Piana: Gęsta, obfita, niemal chce uciekać ze szkła. Opadając z wolna osadza się na ściankach, lśniąc przy tym niemal jak płyn do naczyń Bożeny Dykiel.
Zapach: Konkretna dawka aromatów – od razu wiadomo, że nie mamy do czynienia z jakimś tam lekkim Dry Stoutem. Z jednej strony mocna, czarna kawa, z drugiej zaś ciemne owoce polane przypalanym karmelem. W tle odrobina słodkiej, mlecznej czekolady.
Smak: Zdecydowanie mniej agresywny od aromatu. Mocny profil kawowy ustępuje tu miejsca delikatnej czekoladzie. Goryczka chmielowa właściwie niewyczuwalna. Całość lekka i pijalna, lecz w najmniejszym wypadku nie wodnista.Jednym słowem znów jest stylowo.
Wysycenie: Spodziewałem się odrobinę wyższego, są to jednak jedynie niuanse.
Opakowanie: Mała puszka czyli coś na co nadal czekam w polskim piwowarstwie (pomijam tu koncernowe wypociny). Info może i dużo, lecz w języku niedostępnym dla takiego głąba jak ja.
Komentarz: Tokyo Black otrzymało dwa medale (Monde Selection 2011 oraz International Beer Competition 2010). Uważam, że w pełni zasłużenie. Piwo zdecydowanie w stylu, poprawne i przyjemne. Chyba najlepsza pozycja z testowanych do tej pory przeze mnie japońskich craftów.