Imperialny Stout z dodatkiem kawy, migdałów oraz wanilii (100/98 wg. RateBeer).

11,5%ABV

Barwa zaskakująco jasna, brązowa, klarowna. Sporo natomiast dość ciemnego osadu. Piana niczym specjalnym nie ujmuje – 1mm standard typowy dla większości RISów.

Powala natomiast (pozytywnie) aromat, w którym zdecydowanie dominują migdały. Kawa stonowana i delikatna, w żadnym wypadku nie mocno palona, czy też kwaśna. Nie brak także bakalii (głównie rodzynki i żurawina) oraz kokosu. Gdzieś w tle pałętają się czerwone jabłka, które w połączeniu z nutą ciasta dają efekt tarty. Pytacie o woltaż? Sorry, tu go nie znajdziecie.

Po tym co wyniuchałem byłem pewien, że już nic mnie nie zaskoczy. Lekkość i gładkość Biscotti jest jednak powalająca. Mnóstwo orzechów laskowych, gorzkiego kakao oraz mocno zredukowana paloność moją prawo mieć swoich zwolenników. Oczywiście migdałowo-kokosowy mix powraca także w smaku, tym razem jednak wzbogacony o wanilinę. Po całkowitym ogrzaniu doszukałem się w końcu szlachetnego alkoholu, który wyceniłbym na… jakieś 8%.

Jestem pod wielkim wrażeniem tego piwa. Rzadko w szkle gości trunek któremu nie można niczego zarzucić. Biscotti nie tylko trafia na moją listę najfajniejszych Stoutów, ale także mocno inspiruje do warzenia tego typu wariacji. „Zły” brat kolejny raz udowadnia, że w niczym nie ustępuje swemu „lepszemu” krewniakowi z Danii.