Nowa odsłona mocarnego Barleywine od którego rozpoczynałem przygodę ze świetną serią Avant Garde tegoż hiszpańskiego browaru (wtedy ed. 2013). Piwo spędziło 18 miesięcy w beczkach po czerwonym winie wykonanych z czerwonego dębu (Quercus rubra).
12%ABV Cena: 24zł (330ml)
Jak się łatwo można było domyślić piwo z wyglądu szału nie robi. Brunatna barwa, w przewężeniu ciemna miedź, wyraźna opalizacja. Wymuszanie piany nic nie pomaga – tworzy się jedynie cienki krążek, zaś koronki na ściankach jawią się niczym plamki wielkości łebka od szpilki.
Przechodzę więc do dużo ciekawszej strony piwa a mianowicie aromatu. Tu wita mnie potężna ilość suszonych oraz świeżych owoców leśnych sowicie skropiona przyjemnym karmelem, lub też jak kto woli syropem klonowym. Kwaśniejsze nuty w postaci czerwonej porzeczki oraz niedojrzałych jeszcze wiśni najprawdopodobniej pochodzą od beczki. Wraz z ogrzewaniem ujawnia się subtelna miodowość fajne łącząca się ze szlachetny alkoholem.
Smak również nie zawodzi. Pełnia i pozorna słodycz została umiejętnie skontrowana tak procentami, jak i świetnie pasującymi tu delikatnymi taninami drewna. Brak jednak jakichkolwiek nut zdziczenia, beczka wniosła tu raczej owocowość, kwasowość oraz ziemistość.
Świetna powtórka z rozrywki. Nieco inna, lecz nadal charakteryzująca się potężną ilością niuansów i smaczków objawiających się z czasem picia. Również degustacyjny charakter nie stracił na znaczeniu – piwo dostarcza frajdy na pełną godzinę. Jak widać nie koniecznie trzeba rzucać się na krajowe „sztosy” spod znaku beczki aby napić się prawdziwej petardy za normalne, nie sztucznie wywindowane pieniądze.