Jest to Califoria Common (Steam Beer) z dodatkiem słodu wędzonego, chmielone Tomahawk, Simcoe i Tettnanger. Obecnie plasuje się na 9 miejscu spośród piw w swoim stylu (RateBeer).
Nazwa wywodzi się od niemieckiego określenia z czasów II Wojny Światowej odnoszącego się do radzieckich wyrzutni rakietowych (Katiusze).

6%ABV Cena: 17zł (330ml)

Niesamowicie bujna piana opada dopiero po kilkunastu minutach. Pozostawia po sobie mnóstwo lepkich koronek na ściankach szkła. Barwa kojarzy mi się z ciemnym, starym złotem. Występuje delikatna opalizacja – głównie od osadu na dnie butelki.

Aromat niesamowicie owocowy, kwiatowy. Po części odpowiadać za to może stosunkowo wysoka temperatura fermentacji – 22°C. Nie sposób jednakże ukryć całkiem klasycznego chmielowego profilu – tak w postaci słodkich cytrusów, jak i delikatnej ziołowości. Sama wędzoność jest niemalże niewyczuwalna.

Podobnie ma się kwestia smaku. Dymność plasuje się niemal na poziomie autosugestii. Bardzo ciekawy jest natomiast mały dysonans pomiędzy owocową słodyczą, a solidną wytrawnością – pojawiają się i kilkukrotnie dominują nad sobą naprzemiennie. Całość jednak jest niezwykle pijalna.

Jeśli oczekiwaliście po tym piwie wędzonego kopa, to doskonale rozumiem, że możecie poczuć się zawiedzeni. Choć na pierwszy rzut oka piwo nie powinno spełniać założeń stylu (słód wędzony, Simcoe, wysoko prowadzona fermentacja), to paradoksalnie w praktyce okazuje się, że idealnie odzwierciedla typowe dla Steam Beer założenia. Brawo!