Jest to Russian Imperial Stout leżakowany w beczkach po Bourbonie. Ratel zaś to w uproszczeniu taki nieco mniejszy rosomak 😀

22°blg 9,2%ABV Cena: 13zł (330ml)

Z wyglądu piwu blisko do czerni – w referencyjnym przewężeniu szkła Hamburg sprawia wrażenie brunatnego, wyraźnie opalizującego. Utworzenie jakiejkolwiek piany to istny wyczyn. To co udało mi się zbudować jest niesamowicie grubo pęcherzykowe (bardziej przypomina płyn do naczyń), lecz o dziwo utrzymuje się ponad połowę degustacji.

Leżakowanie w beczce wyczuwalne tuż po otwarciu. Nie są to jednak typowe, słodkie nuty waniliny. Pierwsze skrzypce gra tu wiśnia oraz owoce leśne. Na drugim planie lekka dzikość, rzekłbym nawet winność i octowość. Subtelna wanilia oraz mokre drewno zepchnięte na dalszy plan. Testując w ciemno nie obstawiłbym, że to RIS, brak nut palonych czy czekoladowych. Pachnie niemalże jak mocny dzikus.

W smaku na szczęście pojawia się już odrobina gorzkiego kakao. Jest także alkoholowa słodycz często spotykana w leżakach po Bourbonie oraz zapowiedziana już w aromacie dzikość w postaci nut skóry. Nie brak jednak i tu małego zaskoczenia, gdyż całość pomimo mnóstwa ciekawych smaczków wydaje się niesamowicie lekka. Odczucie to dodatkowo podbija całkowicie zerowe nagazowanie – i dobrze. Minimalne odczucie rozgrzania przełyku pojawiło się dopiero pod koniec degustacji.

Jak określiłbym w skrócie Ratela? Chyba najtrafniejszym byłoby „Wild Baby RIS”. Ta pomału pojawiająca się u nas moda na wypuszczanie Imperial Stoutów w wersji session nie zawsze wypada pozytywnie. Jednak w przypadku Ratela, w połączeniu z tym co oferuje beczka jest to nadzwyczaj ciekawa pozycja.