Imperial Gruit leżakowany w beczkach po Bourbonie. W składzie odnajdziemy kminek, jałowiec oraz enigmatyczne estońskie zioła.

12,3%ABV Cena: 33zł (330ml)

Swą prezencją piwo przypomina mi angielskie interpretacje Barleywine. Jest brązowe, brunatne, w sumie można chyba rzec, że mahoniowe. Jasnobeżowa piana z głośnym sykiem redukuje się do całkowitego zera w ciągu minuty. Lacingu nie stwierdzono.

Aromat niezwykle bogaty. Bez dwóch zdań prym wiedzie beczka – mokre drewno i słodka, ciężka wanilina. Nie brak także potężnej bazy słodowej w postaci miodu (akacjowy z domieszką gryki), biszkoptu, karmelu oraz suszonych owoców. Procenty świetnie wkomponowane.

W smaku również nie brak deserowego charakteru. Pojawiają się natomiast subtelne nuty ciężkich do zidentyfikowania ziół, młode orzechy włoskie oraz przyjemna ziemistość. Posmak Bourbonu delikatniejszy od zapachu, acz nadal wyraźny. Także tu udało się zamaskować alkohol – minimalne rozgrzanie przełyku odczułem dopiero przy ostatnich łykach blisko półgodzinnej degustacji.

Laugas to w skrócie Braggot. Choć w składzie na próżno doszukiwać się miodu, to zasyp oraz woltaż dały taki przeciekawy efekt. Sama ziołowość schodzi na dalszy plan, w kontekście ogólnej formy piwa jest to wybaczalna kwestia. Ogólnie pozycja przede wszystkim dla fanów wyraźnej słodyczki oraz nightcupowych, klasycznych (w domyśle broń Boże amerykańskich) klimatów.