American Strong Ale (a właściwie Double IPA) z dodatkiem żyta, pomarańczy I imbiru, leżakowane w beczkach po Bourbonie (Kentucky, Heaven Hill).

9,5%ABV Cena: 45zł (660ml)

Wyglądem piwo przypomina mi klasyczne wersje Barleywine – ciemno miedziana, delikatnie opalizująca barwa, piana w kolorze écru utrzymująca się w postaci krążka przez całą degustację.

Aromat zdecydowanie beczkowy – słodka wanilina oraz mokre drewno. Najciekawsze podąża jednak w tyle. Masa czerwonych, kwaśnych owoców leśnych, kandyzowany cukier oraz przebogata ziemistość kojarząca się z wiosenną ściółką tuż po deszczu.

Staromodności nie sposób odmówić także smakowi. Tu też otrzymujemy pełną paletę słodkawo-kwaśnych czerwonych owoców (żurawina zdecydowanie pierwszoplanowa). Nie brak wytrawnego, gorzkawego karmelu, lekko miodowej słodyczy – prawdopodobnie pochodzącej od utlenienia, drzewnych tanin i suchego tytoniu. Finisz wytrawny, kojarzący się z surowym ciastem (kruszonka) i tłustą wanilią.

Po prostu niebywale wręcz niecodzienne piwo. Rzadko spotykany przykład, że DIPA czy mocno chmielone Strong Ale można ze sporym powodzeniem przeleżakować w beczce. Złożoność i nietypowość nut aromatyczno-smakowych wręcz powala. W 100% wpisuje się w mój gust Barrel Aged – z pozoru nie pasujące do beczki piwa lekkie i mocno chmielone lub sztandarowe mocarze lane nie w klasyczny Bourbon, lecz wszelakie wino. Bez dwóch zdań – najlepszy Tempest jaki miałem okazje pić, oraz najlepszy przedstawiciel Barrel Aged IPA/Strong Ale z jakim miałem styczność.